Zdaję sobie sprawę, jak wiele zależy ode mnie, od mojej świadomości i ochoty do zmiany przyzwyczajeń w temacie świadomego dbania o zdrowie, a tym samym podnoszenia jakości mojego życia.
Paulina Chruściel-Wiśniewska
Aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa, ambasadorka Organizacji Kwiat Kobiecości
Fot.: Krzysztof Opaliński | instagram.com/krzysiek_opalinski, krzysztofopalinski.com
Pani Paulino, aktywnie angażuje się pani w akcje propagujące badania profilaktyczne kobiet, m.in. akcje Organizacji Kwiat Kobiecości z mobilnym cytobusem i mamobusem. Co spowodowało chęć zaangażowania się w tego typu przedsięwzięcia?
Jako młoda dziewczyna odczuwałam brak wsparcia oraz rozmów dotyczących problemów związanych nie tylko z moim zdrowiem, ale również z okresem dojrzewania. Wiedza pochodziła z przypadkowych źródeł i koleżeńskiej pseudoedukacji. Kiedyś o chorobach kobiecych i prewencji mówiło się niewiele. Uważam, że od tego czasu podejście do tych tematów bardzo się zmieniło i ogromnie mnie to cieszy. Przez pryzmat swoich doświadczeń potrafię docenić rolę społeczną i edukacyjną, jaką odgrywają fundacje i kampanie zajmujące się tematem zdrowia kobiecego. Uważam, że ich obecność w kształtowaniu naszej świadomości o kobiecej kondycji na wielu poziomach jest niezastąpiona. Im jest ich więcej i są szeroko dostępne, tym skuteczniej i szybciej prowokują do zmiany naszego myślenia, nawyków, podnoszenia poziomu świadomości, leczenia prewencyjnego, a co najważniejsze – szacunku do naszej kobiecości. Chętnie angażuję się i przybliżam działania akcji, ponieważ, tak jak inne kobiety, borykam się z tymi samymi problemami zdrowotnymi i życiowymi. Jestem gotowa zmieniać własną perspektywę patrzenia oraz podejście, które nie służą ani mojemu zdrowiu, ani mojemu dobru. Myślę, że potrzebuję w tym wsparcia, jak my wszystkie. Fundacje i kampanie takie wsparcie dają.
Jak wyglądała pani droga do świadomości w kontekście regularnych badań profilaktycznych oraz zwracania uwagi na sygnały, które wysyła pani organizm?
Przyznaję, że nawyk regularnych badań – cytologii lub mammografii – wyrobiłam w sobie dopiero w dojrzałym wieku. Również przez to, że coraz więcej się o tym mówiło. My, kobiety, ciągle mamy tendencję do odsuwania spraw dotyczących nas samych na dalszy plan. Sprawy związane z naszym zdrowiem są na końcu listy zadań do zrobienia. Przez lata byłam przekonana, że jestem samonapędzającym się mechanizmem. Mogłam działać na wysokich obrotach tygodniami. Często nie doleczałam chorób, bo uznawałam, że same przejdą. Nadszedł moment, że moje ciało i głowa powiedziały stop. Przez kilka miesięcy nadwyrężałam ciało dla lepszego efektu scenicznego i zignorowałam ból, aż stał się przewlekły. Nie wspominając o zmęczeniu psychicznym. Mamy skłonność do ignorowania znaków, które wysyła nam ciało, aż wreszcie komunikuje się z nami przez chorobę. Wtedy efekty zaniedbań działają lawinowo. Gromadzimy w sobie napięcia, które są przyczyną wielu chorób i problemów. Nazywam to życiem w niskiej kalibracji energetycznej. Nie dajemy sobie szansy na wyczyszczenie się z tego, na bycie choć raz na pierwszym miejscu na naszej liście zadań. Zapominamy o sobie. Jesteśmy dla wszystkich, tylko nie dla siebie. Na pewno tak było u mnie.
Wykonywany przez panią zawód aktorki kojarzony jest z dużą nieregularnością. Co stanowi dla pani największe wyzwanie podczas pracy na planach zdjęciowych w kontekście dbania o zdrowie?
Wielu osobom wydaje się, że my, aktorzy, mamy dużo czasu, żeby dbać o siebie, ale to nieprawda. Mój tryb życia jest nieregularny. Są miesiące, kiedy wstaję o 4:30 rano i pracuję ponad 12 godzin. Każdego dnia przyswajam ponad 20 stron tekstu, do tego dochodzą spektakle w teatrze. Jestem aktorką, matką, żoną, jednoosobową działalnością gospodarczą. Bardzo trudno jest wypracować regularny i zdrowy tryb życia. Co więcej, aktorstwo polega na oddawaniu energii i uruchamianiu emocji. To nie jest higieniczny zawód, również pod względem stresu czy kondycji psychofizycznej. Tak jak w innych profesjach, dochodzi do wypalenia zawodowego, stanów depresyjnych. Będąc już kilka dobrych lat w tym zawodzie, dotarło do mnie, że często trwonię energię, niepotrzebnie się spalam i cierpi na tym jakość mojego życia prywatnego. Stopniowo uświadamiałam sobie, że tego nie chcę, że pewne aspekty i koszty są dla mnie nie do przyjęcia. Aby być długodystansowcem w tym zawodzie i jednocześnie cieszyć się z jakości życia prywatnego i rodzinnego, muszę znaleźć narzędzia, które pomogą odzyskać energię, którą regularnie tracę, rozładować stres, zadbać o wewnętrzną równowagę.
Jak radzi sobie pani z codzienną rutyną? Czy wypracowała pani swoje zdrowe nawyki, które pozwalają pani zachować spokój psychofizyczny?
W moim życiu jest czas działania na wysokich obrotach oraz czas wyciszenia, kiedy wracam do siebie, do mojego rytmu, który wypracowałam. Kiedy tylko mogę uciekam z miasta do natury. Zresztą miasto nigdy nie współgrało z moim wewnętrznym rytmem. Mam wrażenie, że dopiero po kilku dniach spacerów w naturze zaczynam słyszeć siebie. Od kilku lat praktykuję jogę iyengara, bez której dziś nie wyobrażam sobie życia. Poranek jest moją ulubioną porą, dlatego wstaję wcześnie. Daję sobie czas na przynajmniej 10-minutowe skupienie, medytację. Rano mam najwięcej energii i najświeższy umysł. Większość spraw staram się wykonać o tej porze. Kiedyś wszystko robiłam nocą. Zarywałam je. Dziś sobie tego nie wyobrażam. Po forsującym spektaklu czy kilkunastogodzinnym dniu zdjęciowym staram się pójść na pływalnię, żeby zszedł ze mnie cały ciężar. To proste nawyki, które bardzo pomagają, aby utrzymać się w formie psychofizycznej.
Jakich ogólnych rad mogłaby pani udzielić naszym czytelniczkom w kwestii sposobów na zadbanie o samą siebie?
Mam wrażenie, że wszystkie moje dążenia w życiu zaczęły służyć temu, aby zredukować mechanizmy i elementy, które obniżają moją życiową energię. Im jestem starsza, tym bardziej przekonana, że mniej znaczy lepiej. Mówię tu o rzeczach materialnych, ale też o tendencji do posiadania. W cywilizacjach zachodnich mamy zbyt dużo dóbr materialnych, mnogość wyboru, nadmiar pragnień, marnujemy, niszczymy, przemielamy. Czuję, że ta obfitość coś niszczy i w gruncie rzeczy pozbawia mnie radości i poczucia wolności. Prostota rozwiązuje wiele problemów, dlatego wypracowałam sobie nawyk regularnego czyszczenia otoczenia. Pozbywam się nadmiaru rzeczy. Wszystkiego, co mnie obciąża. Zostawiam to, co najistotniejsze – esencję, kilka najważniejszych przedmiotów. W moim życiu proces czyszczenia stał się rodzajem rytuału. Bardzo sobie cenię literaturę rozwoju osobistego, a wśród niej „Sztukę prostoty” – niewielką książkę inspirowaną filozofią orientalną autorstwa Dominique Loreau oraz wszystkie publikacje Davida R. Hawkinsa dotyczące rozwoju świadomości. Swoje życie poświęcił podniesieniu ludzkiej świadomości. Efektem jego wieloletnich badań jest Mapa Poziomów Świadomości. Jego książki niezwykle mnie inspirują i motywują do świadomego i zdrowego życia w harmonii Ciała, Umysłu i Ducha.