Marzena Michałek
Współtwórczyni platformy edukacyjnej o menopauzie MAMENO, pscyhotraumatolożka, redaktorka i autorka publikacji z zakresu medycyny i profilaktyki zdrowotnej
Eva Wiseman, dziennikarka w „The Guardian” i w „The Observer”, napisała w jednym ze swoich tekstów, że kiedy obchodziła kolejne z urodzin po 40., algorytm Google wyświetlił jej reklamy związane z okresem okołomenopauzalnym. Chciałoby się powiedzieć „Zazdro Eva!”. Mój algorytm – pewnie nie bez znaczenia pozostaje tu położenie geopolityczne – niestety, w ciągu ostatnich dziesięciu lat jakoś dziwnie opierał się wszelkim reklamom związanym z produktami okołomenopauzalnymi.
I choć się z tego czasami natrząsam, to jednak trochę o tym marzę. Marzę, by na urodziny napisał do mnie jakiś polski Primark: „Wszystkiego najlepszego! Mamy dla Ciebie specjalną ofertę urodzinową: doskonałej jakości chłodzącą koszulę nocną stworzoną dla kobiet menopauzalnych”. Albo chociaż Eva Natura: „Przygotowaliśmy dla Ciebie wyjątkowy prezent, który zadba o wzmocnienie Twoich delikatnych menopauzalnych włosów!”.
Jestem wdzięczna za rewolucję, która odbywa się na moich oczach. Choć, póki co, odbywa się głównie na zachód i północ od Polski oraz za oceanem. U nas chyba traktowana jest jako chwilowa fanaberia Pokolenia X, do którego co jakiś czas dołączają przestraszone millenialki. Skąd to wiem? Ano stąd, że dla wielu osób problem nie istnieje. Jeśli się o nim mówi, to mówi się szeptem. Pokutuje wciąż przekonanie, że im mniej świat wie o tym, jak działają nasze ciała, jak menstruują, rodzą, leczą poporodowe blizny i popękane od nadmiaru mleka piersi, wreszcie jak radzą sobie z popuszczaniem moczu i suchością pochwy, włosami na brodzie i ich przerażającym nadmiarem na kratce prysznicowej, tym lepiej.
Dostrzegam także ogromny dyskomfort panów związany z wiedzą o działaniu kobiecych ciał, bo wiedza taka oznacza, że trzeba je (kobiety?) chyba uznać za prawdziwych ludzi! Trudno przecież uprzedmiotawiać wciąż kogoś, kogo umysł i ciało nie podporządkowuje się stereotypom kobiecości. Czym to się może skończyć? Tym, że albo problem zostanie zamieciony pod dywan, albo trzeba będzie omijać tę grupę z lekkim obrzydzeniem. Jest jeszcze opcja, która towarzyszy otwartemu mówieniu o menopauzie na Zachodzie. Streszczają ją słowa: „Widzę Cię”. W naszej szerokości geograficznej dostępna nielicznym.
Głęboko jednak wierzę, że i u nas nastanie czas, w którym staniemy się widzialne. Najpierw niech nas zobaczą lekarze. To oni mogą sprawić, abyśmy na tym etapie życia nie czuły, że zdradza nas własne ciało. Co stanie się później? Jeszcze do niedawna myślałam, że i u nas pojawi się jakaś Davina McCall (kultowa prezenterka angielska), która nakręci film „O seksie, mitach i menopauzie”, po którego emisji rozpalą się farmaceutyczne i kosmetyczne excele, a na świat spłyną fantastyczne propozycje produktów dla pre-, meno- i postmenopauzalnych dziewczyn. Teraz jednak już wiem, że w miejscu, w którym mieszkam, proces ten rozłoży się na etapy.
Jak potraktuje nas rynek? Czy specjalna bielizna, wychładzające spray’e, szampony dla słabnących włosów, kosmetyki do wysuszonej skóry będą miały przekaz: „Kup, by wyglądać młodziej” czy „Kup, by poczuć się lepiej”? I czy menopauzalna hossa nie przyciągnie marketingowych szarlatanów?
Dlatego przyszłość rynku menopauzalnego napawa mnie lekką obawą. Chciałabym, byśmy wszystkie odnalazły się w miejscu, w którym menopauzalna i postmenopauzalna kobiecość ma się równie dobrze jak dojrzała męskość, kojarzona z mądrością, a nie pogonią za utraconą młodością. Czekam zatem na mądry algorytm – czy pojawi się przed kolejnym Światowym Dniem Menopauzy?