Beata Tadla
Polska dziennikarka radiowa i telewizyjna oraz prezenterka telewizyjna
Jest Pani dziennikarką i prowadzącą wiadomości. Kilka razy w tygodniu o 19:30 wita Pani widzów przed telewizorami. To praca wymagająca ogromnej samodyscypliny i radzenia sobie ze stresem. Jak Pani udaje się zachować pogodę ducha, z której Pani słynie?
Praca, którą wykonujemy, tylko z pozoru wydaje się lekka. Widzowie widzą na antenie jedynie jej wycinek, efekt końcowy. Ale przygotowania trwają wiele godzin. Dyżur zaczynam o 9.30 od kolegium, a kończę ok. 20.30 po Wiadomościach i programie Dziś Wieczorem. To działanie pod nieustającą presją czasu, bo przecież nie można ani zabrać zadań do domu ani odłożyć ich „na później”… Stres towarzyszy nam niemal w każdej chwili. Jak zachowuję pogodę ducha? Czerpię energię od ludzi. Także od tych, z którymi pracuję. Są fantastyczni. Bo ja w ogóle ludzi kocham i mocno w nich wierzę. Uśmiecham się do nich i do samej siebie już od rana. A poranki uwielbiam! Uściskać najbliższych, zjeść razem śniadanie, porozmawiać – niby niewiele, ale bez tego usycham, jak roślina bez wody. Już dawno przestałam też zatruwać sobie życie tym, na co nie mam wpływu. Skupiam się na wszystkim, co ode mnie zależy, a to i tak sporo! (śmiech). Nie chcę, by poniewierała mną przeszłość, wolę skupiać się na teraźniejszości i przyszłości. Odrzuciłam też destrukcyjne emocje, nie mam w sobie ani złości, ani zazdrości, ani nienawiści. Ponad wszystko cenię wolność, nie daję się wbijać w schematy i szanuję cudze wybory. Lepiej mi się dzięki temu żyje. A stres można wyładować inaczej.
Na wizji widzimy Panią jako piękną kobietę w fantastycznej formie – czy to zasługa regularnych ćwiczeń, a może ma Pani swoje ulubione zabiegi pielęgnacyjne, które gwarantują zdrowy wygląd?
To zasługa światła w studiu! (śmiech) Dużo zawdzięczam pozytywnemu myśleniu, dobremu nastawieniu do wszystkiego, co robię i nie szukaniu powodów do narzekań. Postawa konstruktywna jest mi najbliższa. Jestem dość dobrze zorganizowana, co pewnie zawdzięczam szkole muzycznej… Nauczyłam się ekonomizować czas robiąc kilka rzeczy jednocześnie. Jadąc autem załatwiam wszystkie zaległe telefony, ćwicząc – oglądam programy informacyjne, by być na bieżąco, jedząc – odpisuję na maile i czytam. Ostatnio złapałam się na tym, że jedną ręką myłam zęby, a drugą tuszowałam rzęsy… W ogromie obowiązków zawodowych i rodzinnych zawsze znajduję czas na aktywność. Kradnę sobie ten czas! Np. rano, przed pracą albo w wolnym dniu – pomiędzy praniem, sprzątaniem, zakupami… Biegnę wtedy na basen lub zajęcia fitness. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni jeżdżę rowerem. Mimo zmęczenia, wychodzę wieczorem na dynamiczny spacer, na który wyciągam też domowników. Wiem, jak ważne jest dotlenianie mięśni i mózgu. Staram się wysypiać. I dużo śmiać!
Piękne włosy, zdrowe paznokcie i skóra bez podrażnień – taką Panią oglądamy. Wierzę, że w Pani przypadku to nie tylko rezultat pracy speców od charakteryzacji, a raczej własne zabiegi. Posiada Pani jakieś proste recepty na uzyskanie tego fantastycznego efektu?
Włosy mam po tacie – grube i gęste, ale niszczą się od farbowania i suszenia. Nie są idealne na końcach. Dlatego stosuję olej arganowy albo kokosowy oraz dobrą, keratynową maskę. A przy zmianie pór roku przyjmuję preparaty z biotyną. Oleje wsmarowuję także w ciało, nie ma lepszego balsamu! Staram się dobrze zmywać makijaż, robię peelingi twarzy i od czasu do czasu zabiegi pielęgnacyjne, np. działanie światłem, które pobudza komórki do regeneracji. Nie używam żadnych kremów do twarzy ani pod oczy, bo nie wierzę w ich działanie. A już drogie preparaty to zwykłe zdzierstwo. Nie daję się omamić ich rzekomej cudownej mocy.
A jak wygląda Pani relaks po pracy? Z jakich jego form Pani korzysta dla zachowania urody?
To głównie aktywność fizyczna, o której już opowiedziałam. Czasem marzę o „nicnierobieniu”, takim błogim lenistwie od rana do wieczora, snuciu się po domu w piżamie, schowaniu do szafy telefonu… Nie pamiętam, kiedy ostatnio wstałam bez budzika. Ja ciągle gnam. Relaksuję się we śnie. Ale też książką i filmem. Do kina chodzimy regularnie, bo wszyscy w domu kochamy kino! Staramy się spędzać rodzinnie jak najwięcej czasu. Prawdziwym rarytasem jest jednodniowy czy weekendowy wyjazd, wtedy mogę się wylogować z zapędzonego życia i nacieszyć światem, który szczególnie jesienią wygląda bajecznie. I przyjaciół mam wspaniałych. I rodziców kochanych. Spotkania z nimi albo zwykła rozmowa przez telefon to ważne dla mnie odprężenie.
„Jestem tym, co jem” – czy dotyczą Pani te słowa i jakie znaczenie ma dla Pani właściwa dieta? Są rzeczy, które je Pani chętnie i takie, których wcale nie jada?
Dotyczą mnie te słowa w stu procentach! Wierzę, że odpowiednia dieta może zapewnić nie tylko dobre samopoczucie, ale też uchronić nas przed chorobami. Proszę mi wierzyć, że doskonale wiem, co znaczy brak zdrowia. Obiecałam sobie, że będę robić dla siebie wszystko, by nigdy więcej nie zaznać tego stanu. Nie jem mięsa. Nie tknęłabym parówek, flaków, smalcu. Sól używam w ilościach śladowych, a cukru wcale. Nie dotykam gotowych sosów, keczupu, majonezu, musztardy – w ogóle nie są mi potrzebne wzmacniacze smaku, z potraw można wydobyć ich naturalne walory. Białe pieczywo może dla mnie nie istnieć. Ostatnio sama piekę chleb, taki bez mąki, drożdży i zakwasu. Z samych ziaren i jajek. W ogóle ziarna, orzechy czy suszone jagody to u mnie baza do niemal wszystkich potraw. Nie wyobrażam sobie dnia bez warzyw. Od rana! Sałatki to codzienne menu, uwielbiam je jeść i przygotowywać. Czasem ugotuję wielki gar zupy na bazie warzyw. To, czego nie zjemy wlewam do pojemników i zamrażam. W sytuacjach nagłych jest „jak znalazł”. Kilka razy w tygodniu pochłaniam wielką miskę kaszy, najczęściej gryczanej. Ryby uwielbiam w każdej postaci, no może poza „rybą po grecku”. Ostatnie odkrycie to wątróbki z dorsza- arcybogate źródło Omega 3! Nie tknę smażonych potraw. Mączne jadam tylko wtedy, gdy przyjeżdża moja mama, pierogi ruskie albo gołąbki to smaki dzieciństwa, ciężko sobie odmówić. To jedyny wyjątek. Nie spędzam długich godzin przy garnkach, nie mam na to czasu. Wszystko, co przygotowuję w kuchni jest proste i lekkie. Ale muszę przyznać, że szykowanie jedzenia dla najbliższych jest dla mnie ogromną przyjemnością i sposobem na relaks, a wspólne posiłki mają cudowną moc. Stół to mebel wspaniale integrujący.
W ubiegłym roku wsparła Pani jedna z kampanii promujących badania profilaktyczne [„Rajd Polski Kobiet” organizowany przez fundację „Teraz Kobiety” – przyp. red.]. Jaką przywiązuje Pani wagę do regularnych badań – mammografii czy cytologii?
Od lat są to dla mnie badania obowiązkowe. Mammografii jeszcze nie robię, ale regularnie – co pół roku – idę na usg piersi. Podobnie z cytologią i wizytami kontrolnymi u ginekologa. Raz w roku wykonuję też podstawowe testy krwi, badam tarczycę i nie lekceważę żadnego niepokojącego sygnału. Lubię czuć się bezpiecznie. Świadomość, w jakim stanie jest moje zdrowie, daje mi gwarancję tego bezpieczeństwa. Wolę być krok przed chorobą. Dbanie o siebie jest wyborem, a decydowanie o sobie – i to we wszystkich sferach życia – jest przecież wartością nie do przecenienia.